Dave wylazł z auta, wciągnął powietrze nosem i z uśmiechem na ustach skierował się prosto do pierwszego z brzegu baru.
- Dave! Kurwa najpierw rozpierdalasz samochód, wyłazisz z niego, uśmiechasz się głupkowata, a ja, do chuja, muszę sam się męczyć z tymi idiotami z L.A.! - wrzasnął Lemmy zaraz po wejściu do knajpy.
Gdy tylko wypowiedział te słowa, wiele twarzy odwróciło się w jego stronę. Chłop wiedział, że to nie tych odwracających powinien się bać, lecz tych którzy pochylili lekko swoje głowy nad szklankami wódki.
- Masz jakieś uprzedzenia do ludzi z L.A., amigo ? - Jeden z tych "pochylonych" zaczepił Hegemończyka
"Masz ci los, musiał trafić na meksykańca, kurwa". - pomyślał Dave.
- Najpierw się umyj, potem możesz się do mnie odezwać, pendejo.
"Nie wiedziałem, że Lemmy zna hiszpański, chociaż on chyba zna bluzgi we wszystkich językach jakie się słyszy w zasranych Stanach"
- Hola! Puta, powiedz jeszcze raz pendejo na mnie a twe ząbki wylądują na podłodze. - Meksykaniec nie wyglądał na kogoś kto żartuje.
Lemmy uśmiechnął się i prawie tanecznym krokiem zbliżył się do Meksykańca, nachylił się nad i splunął mu prosto w twarz.
- Maldita perra! Zaraz cię zabije gringo i to nie będzie przyjemna... - Meksykaniec nie zdążył dokończyć. Leżał na podłodze z wybitymi zębami.
- Nie miałem ochoty słuchać cię do końca brudasie, a kulek na ciebie mi szkoda. Następnym razem nie mów do mnie tak brzydko. Ludzie z Hegemonii tego nie lubią.
_________________________________________________
- Co to ma do chuja znaczyć, że musimy jeszcze raz udać się po procesory ?! I to jeszcze kurwa dwa !
- Normalnie. Dwa. Jeszcze raz na front, ale tym razem koło NY-za mur. Tam jest masa rozjebanych robotów, znajdziemy jakiś działający procesor. Nie będzie żadnych problemów.
- Wszystko sobie obmyśliłeś, co Dave ? Czwany z ciebie lis. Nie powiem, ale nie znasz tego skurwiałego Molocha. On nie zostawia robotów, on je zabiera ze sobą, pewnie je na zabawki dla dzieci przerabia hehehe.
- Spokojnie Lemmy. O wszystkim pomyślałem, nie ma chuja, wszystko się uda.
- Ostatnim razem też tak mówiłeś.
- Lemmy, nie pierdol - pij!
________________________________________________
-Ładnie rozwaliłeś tego Meksykańca.
-Bo nikt mnie nie będzie wyzywał od jebanych dziwek. Czy ja wyglądam na dziwke ?!
-Powiedział na ciebie dziwka ? Serio ? Widać, że nie spotkał nikogo z twoich ziomków.
-A niech spierdala, teraz żarcie będzie musiał ktoś pogryźć za niego. - Lemmy wybuchnął śmiechem.
Do knajpy wszedł jegomość. Wysoki, szczupły, w zadbanym białym garniturze i fioletowej koszuli, kapelusz z rondem na głowie, cygaro w ustach. Mężczyzna powoli rozgląda się po barze, zatrzymując wzrok na niektórych gościach. Ci od razu wstają i wychodzą. Mężczyzna podszedł do Lemmy'ego i Dave'a.
-Panowie Lemmy Cox i Dave Willigan jak mniemam.
- Możesz sobie te gadki wsadzić w zadek, eleganciku.
- Pan to zapewne Lemmy Cox. - Mężczyzna odpowiedział niewzruszony na próbę zaczepki.
- Tak, to my. Ten wielkolud to Lemmy, a ja jestem Dave Willigan. Jak to się stało, że zna pan nasze nazwiska? Zawsze używamy tylko naszych imion. Lemmy ty serio nazywasz się Cox ? Wpierdalałeś koks jak byłeś młody?
- Tak kurwa ! Wpadłem do beczki pełnej koksu!
- Panowie, spokojnie. Sir Franklin Chciałby z wami porozmawiać i odpłacić wam za kłopoty w jakie go wpakowaliście.
-...- wyrwało się zarówno Lemmy'emu jak i Dave'owi
cdn

Spodobało Ci się? Nie spodobało się? Oczekujesz czegoś innego? Jakieś tematy które powinny zostać poruszone? Coś co się nie zgadza z twoją wizją? Nie zostawiaj tego bez słowa - napisz komentarz, lub daj znać. Każdy komentarz jest mile widziany nawet jeśli niemiły! Pracuje nad swoimi tekstami więc dołóż swoją cegiełkę i z góry dzięki
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiadania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiadania. Pokaż wszystkie posty
środa, 6 kwietnia 2011
czwartek, 31 marca 2011
Krótka historia o dwóch takich co uciekli z frontu
- Wiedziałem, że cię pojebało Dave. "Jedźmy przez pustynię, będzie szybciej", kurwa. Benzyna się kończy. Picie się kończy. Twoje życie też się kończy, Dave, jeśli zaraz nie wyjedziemy na coś co będzie przypominało drogę.
- Spokojnie Lemmy, zaraz wylądujemy w Vegas, zabawimy się w kasynach, narąbiemy się w trupa i będzie pięknie. Nie panikuj tak, patrz na życie bardziej optymistycznie. Parę lat temu udało nam się przeżyć i spieprzyć z frontu. Steve nie miał tyle szczęścia, pamiętam jak jego głowa wylądowała pod moimi nogami.
Lemmy i Dave jechali przez pustynię starym rzęchem który mógłby przypominać Cadillaca z lat '80 XX wieku. Wiatr we "włosach", piasek w zębach. Mieli dużo szczęścia, że się spotkali w Hegemonii. Dwóch kumpli z frontu, jedyni którzy przeżyli tę noc...
_________________________________________________________
-Co to kurwa jest! - krzyknął Lemmy. - to ma łeb Franka, a jeszcze wczoraj z nim gadałem!
-Nie pierdol tylko strzelaj!
-Widziałeś co to to zrobiło ?! Rozjebało gniazdo ckm, przyjmując wcześniej na siebie całą serię! Sam sobie, Dave, szukaj tego procesora w tym truchle, kurwa, ja spieprzam stąd i nie mam zamiaru czekać ani chwili dłużej, mamy szczęście, że Moloch ma sporo roboty z chłopakami. Ja pierdole, on wyrwał temu gościowi głowę razem z kręgosłupem ?! Przecież to jest niemożliwe!
-Nie gadaj tyle tylko mi pomóż, jeżeli chcę znaleźć ten procesor to go znajdę!
-Dobra, niech Ci będzie. Ale róbmy to na pełnej kurwie!
Zabrali się do patroszenia robota. Dave i Lemmy stali na środku pobojowiska, Łowca leżał pod ich nogami, Dave grzebał mu w miejscach gdzie podejrzewał, że znajdzie procesor. Zamęt bitwy mu nie przeszkadzał, za ich plecami inni Łowcy ganiali za "żołnierzami", nie zwracając na nic uwagi. Na horyzoncie pojawiła się kolejna fala robotów. Ani Dave, ani Lemmy starali się nie zwracać na to uwagi, robili swoje. Nie do końca wiedząc po co niejakiemu sir Franklinowi procesor Łowcy.
-Mam! Mam ten procesor! Teraz spierdalamy Lemmy, bo nie mam ochoty walczyć z kolejnym robotem, już przez tego prawie straciłem głowę.
-He he. Masz słabość do Łowców, Dave, szybko się w nich zakochujesz. - Odparł Lemmy szczerząc się do Dave'a
-Co? Nie rozumiem tego, gościu.
-No wiesz, stracić głowę, zakochać się i w ogóle, nie?
_________________________________________________________
-Ha! Mówiłem, że dojedziemy do Vegas?
-Tak, ale mówiłeś, że będziemy szybciej przez pustynię, a nam już się praktycznie skończyła benzyna. Masz wielkie szczęście, Dave. Gdyby nie to posłużyłbyś mi za prowiant na pustyni.
Las Vegas jest piękne. Oświetlone neonami, wjeżdżając do tego miasta człowiek czuje się tak jakby wojny nigdy nie było, jakby ani Moloch ani Neodżungla nie istniały. Czuć radość z życia bijącą od miejscowych, może dlatego że mieszkają w pięknym miejscu jak na te czasy, a może dlatego, że mogą zarobić na idiotach którzy tu przyjeżdżają, może to dzięki Tornado.
Dwóch towarzyszy wjechało do centrum swoją furą, od razu robiąc sporo hałasu i zwracając na siebie uwagę.
-Dave, idioto, jak mogłeś wjechać w jedyne drzewo w mieście?! Gdzie ty się prowadzić uczyłeś!
-To nie moja wina, pączusiu, hamulec się rozwalił.
-Uważaj, żeby kto inny ciebie nie rozwalił, za te pedalskie teksty.
-...- odparł Dave.
_________________________________________________________
- Co to do chuja ma znaczyć, że ten procesor jest uszkodzony ?! - darł się na cały głos Dave.
- Zwyczajnie Mechaniku, musieliście go źle usunąć, nie możemy z nim nic zrobić. Będziecie musieli udać się po kolejny. - Odparł spokojnie sir Franklin
- Chyba wam prądu w kitę najebało, jeśli myślisz, że znów pojadę na front tylko po to, aby dać się zabić Łowcy. Na mnie nie licz.
- Nie zrozumieliście mnie, panie Dave. To nie była prośba, to był rozkaz.
- Mam w dupie wasze rozkazy. Jestem pierdolonym indywidualistą, jestem człowiekiem, jestem wolny i mogę decydować za siebie
- Nie, panie Dave, nie jest pan wolny, nie może pan decydować za siebie. Jest pan na moich usługach. To ja mówię kiedy może pan zrezygnować z pracy u mnie. Zarówno pan jak i pan Lemmy jesteście moimi zabawkami. Czy to się panu podoba czy nie i pan, panie Dave, jak i pański towarzysz wyruszycie na front jeszcze raz. I dla pewności przyniesiecie 2 procesory.
... cdn.
- Spokojnie Lemmy, zaraz wylądujemy w Vegas, zabawimy się w kasynach, narąbiemy się w trupa i będzie pięknie. Nie panikuj tak, patrz na życie bardziej optymistycznie. Parę lat temu udało nam się przeżyć i spieprzyć z frontu. Steve nie miał tyle szczęścia, pamiętam jak jego głowa wylądowała pod moimi nogami.
Lemmy i Dave jechali przez pustynię starym rzęchem który mógłby przypominać Cadillaca z lat '80 XX wieku. Wiatr we "włosach", piasek w zębach. Mieli dużo szczęścia, że się spotkali w Hegemonii. Dwóch kumpli z frontu, jedyni którzy przeżyli tę noc...
_________________________________________________________
-Co to kurwa jest! - krzyknął Lemmy. - to ma łeb Franka, a jeszcze wczoraj z nim gadałem!
-Nie pierdol tylko strzelaj!
-Widziałeś co to to zrobiło ?! Rozjebało gniazdo ckm, przyjmując wcześniej na siebie całą serię! Sam sobie, Dave, szukaj tego procesora w tym truchle, kurwa, ja spieprzam stąd i nie mam zamiaru czekać ani chwili dłużej, mamy szczęście, że Moloch ma sporo roboty z chłopakami. Ja pierdole, on wyrwał temu gościowi głowę razem z kręgosłupem ?! Przecież to jest niemożliwe!
-Nie gadaj tyle tylko mi pomóż, jeżeli chcę znaleźć ten procesor to go znajdę!
-Dobra, niech Ci będzie. Ale róbmy to na pełnej kurwie!
Zabrali się do patroszenia robota. Dave i Lemmy stali na środku pobojowiska, Łowca leżał pod ich nogami, Dave grzebał mu w miejscach gdzie podejrzewał, że znajdzie procesor. Zamęt bitwy mu nie przeszkadzał, za ich plecami inni Łowcy ganiali za "żołnierzami", nie zwracając na nic uwagi. Na horyzoncie pojawiła się kolejna fala robotów. Ani Dave, ani Lemmy starali się nie zwracać na to uwagi, robili swoje. Nie do końca wiedząc po co niejakiemu sir Franklinowi procesor Łowcy.
-Mam! Mam ten procesor! Teraz spierdalamy Lemmy, bo nie mam ochoty walczyć z kolejnym robotem, już przez tego prawie straciłem głowę.
-He he. Masz słabość do Łowców, Dave, szybko się w nich zakochujesz. - Odparł Lemmy szczerząc się do Dave'a
-Co? Nie rozumiem tego, gościu.
-No wiesz, stracić głowę, zakochać się i w ogóle, nie?
_________________________________________________________
-Ha! Mówiłem, że dojedziemy do Vegas?
-Tak, ale mówiłeś, że będziemy szybciej przez pustynię, a nam już się praktycznie skończyła benzyna. Masz wielkie szczęście, Dave. Gdyby nie to posłużyłbyś mi za prowiant na pustyni.
Las Vegas jest piękne. Oświetlone neonami, wjeżdżając do tego miasta człowiek czuje się tak jakby wojny nigdy nie było, jakby ani Moloch ani Neodżungla nie istniały. Czuć radość z życia bijącą od miejscowych, może dlatego że mieszkają w pięknym miejscu jak na te czasy, a może dlatego, że mogą zarobić na idiotach którzy tu przyjeżdżają, może to dzięki Tornado.
Dwóch towarzyszy wjechało do centrum swoją furą, od razu robiąc sporo hałasu i zwracając na siebie uwagę.
-Dave, idioto, jak mogłeś wjechać w jedyne drzewo w mieście?! Gdzie ty się prowadzić uczyłeś!
-To nie moja wina, pączusiu, hamulec się rozwalił.
-Uważaj, żeby kto inny ciebie nie rozwalił, za te pedalskie teksty.
-...- odparł Dave.
_________________________________________________________
- Co to do chuja ma znaczyć, że ten procesor jest uszkodzony ?! - darł się na cały głos Dave.
- Zwyczajnie Mechaniku, musieliście go źle usunąć, nie możemy z nim nic zrobić. Będziecie musieli udać się po kolejny. - Odparł spokojnie sir Franklin
- Chyba wam prądu w kitę najebało, jeśli myślisz, że znów pojadę na front tylko po to, aby dać się zabić Łowcy. Na mnie nie licz.
- Nie zrozumieliście mnie, panie Dave. To nie była prośba, to był rozkaz.
- Mam w dupie wasze rozkazy. Jestem pierdolonym indywidualistą, jestem człowiekiem, jestem wolny i mogę decydować za siebie
- Nie, panie Dave, nie jest pan wolny, nie może pan decydować za siebie. Jest pan na moich usługach. To ja mówię kiedy może pan zrezygnować z pracy u mnie. Zarówno pan jak i pan Lemmy jesteście moimi zabawkami. Czy to się panu podoba czy nie i pan, panie Dave, jak i pański towarzysz wyruszycie na front jeszcze raz. I dla pewności przyniesiecie 2 procesory.
... cdn.
środa, 22 grudnia 2010
Kulka
Szary poranek wschodził powoli nad małą mieściną. Poranek, jakich wiele: pochmurnie i wietrznie. Miasteczko, w którym rzecz się działa, niczym nie wyróżnia się od tysięcy innych w stanach zjednoczonych. I tylko jedna rzecz – niepozorna metalowa kulka czyniła go wyjątkowym. Niepowtarzalnym. Kulka – chromowa – odbijała leniwie światło. Przy niej leżał zawalony kawałek stropu. Powoli zaczęła się otwierać wystawiając na zewnątrz dwie pary nóg. Powoli zaczęła otwierać swoje oko. Kula widziała świat w podczerwieni, lecz zbudzenie się zawdzięczała swojemu „uchu”. Usłyszała – dochodzące z daleka – dźwięk. Lekkie pomrukiwanie silnika. Zbliżał się dość szybko. Postanowiła ustawić się wyżej. Wdrapała się, więc na dom. Znów usnęła. Czekała na następny sygnał. Tym razem wizualny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)