poniedziałek, 28 lutego 2011

We were soldiers

Byłeś kiedyś na froncie? Nie? Szczęściarz jesteś. Ale nie martw się kiedyś tam trafisz, no chyba, że coś cię wcześniej zabije lub sam sobie strzelisz w łeb, co nie byłoby takim złym pomysłem. Pytasz się jak tam trafisz ? To proste, albo podpadniesz pewnym ludziom i oni cię tam zawiozą, albo sam tam pójdziesz po pijaku bo zobaczysz fajerwerki na 4 lipca, ostatecznie to front przyjdzie do ciebie. Tak, tak, front przyjdzie do ciebie, bo Moloch nie ustępuje i cały czas przesuwa granice. Co takiego strasznego jest na froncie?! Że niby pustynia straszniejsza ?! Przepraszam bardzo, ja rozmawiam z człowiekiem który już swoje przeżył, czy z totalnym żółtodziobem ? Walczyłeś już z Molochem ? Nie? To wiele wyjaśnia. Pozwól, że ci to wytłumaczę. Lądujesz na froncie i pierwsze co widzisz to ludzi łażących w maskach gazowych non stop, ponieważ nigdy nie wiadomo co zrzuci albo wyśle na nas ta zapyziała maszyna, czy co to w ogóle jest. Kolejny widok to ludzie wystraszeni, szaleni, pozbawieni kontaktu z rzeczywistością – choć tych przeważnie się szlachtuje, bo po co na froncie ktoś kto nie może strzelać, albo widzi wszędzie maszyny Molocha? A, prawie bym zapomniał, od razu rzuca ci się w oczy spokój. Nic się nie dzieje. Żadnych maszyn, żadnych fajerwerków, nic co można by nazwać frontem. Poza tym, że od czasu do czasu, gdy ktoś pójdzie na siusiu nie wraca. I tak mijają godziny i dni, czasem tygodnie. Jeżeli trafisz na ten okres spokoju, to masz i szczęście i pecha. Szczęście dlatego, że pożyjesz trochę dłużej, pecha, bo nie przeżyjesz pierwszego ataku. Dlaczego nie przeżyjesz? Bo nie będziesz się go spodziewał. Moloch zawsze atakuje z zaskoczenia, a żółtodziób na froncie to mięso armatnie i nic poza tym. Jeżeli przeżyjesz jakimś cudem, bo urodziłeś się pod pieprzoną szczęśliwą gwiazdą to możesz się nazwać weteranem. Nie ciesz się tak, weteran się nie cieszy, weteran cały czas sra w gacie ze strachu przed Molochem. Widzisz tego robaczka? Tak tego, przypomina coś o czym kiedyś czytałem, to chyba żuk i ja ci powiem, że to dziadostwo może być dziełem Molocha. Nie pytaj mnie co robi Moloch w Texasie. I nie pytaj mnie skąd wiem, że to Moloch. Nie wiem, podejrzewam, Moloch robi wiele dziwnych i nie pojętych dla nas rzeczy. Ale wróćmy może do straszenia ciebie, co? Jesteś na froncie siedzisz w jakimś budynku, bo załóżmy, że jesteście w ruinach miasta, razem z tobą siedzi kilku innych żółtodziobów. I nagle przez dziurę widzisz głowę swojego kumpla, który zaginął jakieś trzy dni temu, odzywasz się do niego, a on się odwraca i swoim już mechanicznym ramieniem pruje do ciebie z swojego wmontowanego ckm'a. Tak. Moloch robi takie dziwne hybrydy. Nie wiem po co, pewnie jest popieprzony jak wszystko w tym zakichanym świecie. Ale efekt jest świetny, nie powiem, później (jeśli przeżyjesz) boisz się każdego napotkanego gościa, bo Moloch czasem robi niezłe cudeńka wyglądające jak ludzie. Ten skurwiel zna się na psychologii czy tam psychiatrii, w sumie nigdy nie wiedziałem czym się jedno od drugiego różni. Ale takie wybryki tego skurwiela to nic, najgorzej gdy zabraknie dla ciebie maski gazowej. Wtedy jest zabawa, musisz szukać jakiegoś trupa i zabrać mu tę maskę, bo nigdy nie wiesz kiedy Moloch wypuści coś trującego w powietrze. Nie znalazłeś maski ? To nie podchodź do mnie debilu bo jeszcze mnie czymś przez jebany dotyk zarazisz. Jesteś wtedy trupem, jasne? Ewentualnie ghulem, czy innym zombie. Ktoś prędzej czy później cię odstrzeli, ale nie możesz mu mieć tego za złe, to nie on cię zabił tylko Moloch, on ukrócił twoje niewątpliwe męki. Widziałem takiego gościa, nie miał maski i się czegoś nawdychał. Potem mu mięśnie odłaziły od kości, jedno oko mu wypłynęło, a na samym końcu wysrał swoje wnętrzności. Do tej pory mam wyrzuty, że go nie odpaliłem, ale z drugiej strony gdybym to zrobił bolało by mnie to, że zmarnowałem nabój.
Jak już do wspominania doszedłem, to opowiem ci coś jeszcze, tak ku przestrodze. Kiedyś ruszyliśmy razem z moją Drużyną Piechoty „Zajeb Molocha”, bo tak się sami nazwaliśmy, spotkaliśmy na środku pola wodę (!). Czystą, świeżą i 'pachnącą'. A nasze manierki były już puste, zresztą dawno nam wody na front nie dostarczono (tak, woda to coś co czasem dostaje się na froncie, przeważnie jest coś mocniejszego, ale czasem się czystej wody przefiltrowanej przez jakieś ustrojstwo zmontowane przez jakiś wariatów prawdopodobnie z Posterunku warto napić). Więc równo połowa z Drużyny rzuciła się na to parszywe źródełko jak jakiś parszywy Nowojorczyk na pustyni. Idioci i tyle. Straciłem za darmo 5 ludzi, bo w tej wodzie było jakieś gówno i pozdychali tej samej nocy, jeszcze żeby to zrobili cichaczem, ale nie, gdzie tam, wyli przez całą noc. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mieliśmy więcej naboi i więcej spluw, więc szansa przeżycia się zwiększyła. Jak długo tam siedziałem na froncie? Nie wiem, na froncie czas spowalnia. Może siedziałem tam pół roku, w co wątpię, może tylko miesiąc... Nie wiem sam. W każdym bądź razie wytrzymałem dłużej niż inni. Przeżyłem dłużej niż inni. I nie oszalałem w takim stopniu jak inni. Trzeba powiedzieć, że wiedziałem kiedy brać nogi za pas, mając głęboko w dupie ogromne prawdopodobieństwo odstrzelenia przez własnego oficera. Tak, my tam akurat byliśmy w czymś co można nazwać szumnie Armią, ha!, Armia – dobre sobie, grupa nieopierzonych kurczaków latających z byle czym byleby strzelało i myślących, że sami pokonają molocha. Wiesz co? Ja dziękuję, za taką Armię, w której wycofując się dostajesz kulkę w łeb od gościa który cię szkolił. Dziadek mi opowiadał, że w szkole uczył się o takim gościu, wąsaty jakiś, Europejczyk zasrany i w jakiejś wielkiej wojnie też strzelał do swoich gdy się wycofywali na froncie. Może cały szef tej Armii to jakiś potomek tego fiuta ? Nie wiem. W każdym bądź razie gdy zobaczysz Molocha przed swoimi drzwiami to bierz spluwę i ładują kulkę w łeb, będziesz mniej cierpiał.



Autor: Patryk Walczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz